8.01.2015

Rozdział 11 ,,Porwanie''

Było już dawno po północy kiedy piątka przyjaciół zebrała się w tajnym gabinecie Frobisher'a. Pokój był pokryty grubą warstwą kurzu jednak można by zauważyć, że ktoś ostatnio tu bywał.
Gdy usiedli już na swoich ulubionych miejscach głos zabrał mózg całej grupy.
-Dobra wiem, że jest już strasznie późno ale nie możemy w nieskończoność odkładać tej rozmowy. Minęły już dwa tygodnie od kiedy Eddie znalazł ten sygnet, a my nadal nie ustaliliśmy co powinniśmy w tej sytuacji począć.
-Fabian ma rację - przyznała liderka - Musimy ustalić co zrobić z Izzie. Jak na razie nie sprawia wrażenia jak by wiedziała o swoim przeznaczeniu, a my musimy ustalić czy wtajemniczać ją całkowicie, czy...
-A co jeśli to nie ona?! - przerwał miodowowłosej Miller. Wszyscy spojrzeli  na niego pytająco. - Przecież jeden durny pierścionek nic nie oznacza, prawda? Równie dobrze mogła go zdobyć na jakimś bazarze. To, że przypomina wisior Niny nie musi zaraz oznaczać, że jest drugą wybraną!
-Eddie pomyśl racjonalnie. Chyba nie powiesz nam, że sam nic nie zauważyłeś.
-A może on nie chce nic zauważyć bo wie czym to może grozić? - zaśmiała się Amber nawet nie wiedząc jak prawdziwa jest jej teoria.

~*~*~


Rudowłosa dziewczyna szła powoli szkolnym korytarzem w kierunku swojej szafki z zamiarem wzięcia książki do przedostatniej tego dnia lekcji. Dzisiaj wyjątkowo nie towarzyszył jej w tym Eddie. Jedna z niewielu osób, z którą wbrew pozorom naprawdę polubiła.
W zasadzie już od dobrych dwóch tygodni blondyn jej nie towarzyszył, nie dokuczał. Jednym słowem unikał jej, a Williamson nie była pewna dlaczego taki się stał. Przecież wszystko pomiędzy nimi było dobrze. Powiedziała coś? Zrobiła? To wszystko się zaczęło po tym jak wkradli się do gabinetu Victora i Miller zobaczył pierścionek, który odzyskała... Matka ma rację ~ pomyślała dziewczyna ~ Kompletnie nie nadaję się do ludzi
Kiedy wyjmowała już książkę do geografii ktoś wyrwał ją z jej ręki, wrzucił z powrotem do szafki trzaskając przy okazji drzwiami i pociągnął w stronę wyjścia z budynku.
-O proszę po dwóch tygodniach zachciało ci się mojego towarzystwa Łasico? Niestety ale miałam inne plany więc łaskawie puść moją rękę i daj mi iść na lekcje - warknęła kiedy już się otrząsnełą z szoku jaki wywołało w niej zachowanie chłopaka. Lecz on się tylko zaśmiał po czym odpowiedział:
-Ależ ja tęskniłem za tym twoim paplaniem Gaduło!
-To ty byłeś tym, który zaczął mnie unikać. Ja chcę to tylko kontynuować twoją ,,zabawę''
-Coś mi się nie wydaje, że masz ochotę iść na lekcje. Zresztą wiem, że ci się to podoba - uśmiechnął się figlarnie. Dziewczyna w reakcji zaczęła się wyrywać jednak Eddie wzmocnił uścisk na jej dłoni uniemożliwiając ucieczkę przyjaciółce.
-Poza tym musimy pogadać, a kiedy znajdziemy lepszą możliwość niż na wagarach, Gaduło?
-Ja nie mam ci nic do powiedzenia
-Dobra więc ja muszę pogadać z tobą. Pasuje? - Williamson nie odpowiedziała ale posłusznie ruszyła za nim w stronę pobliskiego lasu.
Po kilku minutowej przechadzce zatrzymali się na skraju polany, którą znaleźli podczas jednego ze swoich spacerów.  Swoim wyglądem w zasadnie niczym nie odróżniała się od innych polanek leśnych, ale to było jedyne miejsce gdzie mogą mieć chociaż trochę prywatności, z daleka od wśćipskich oczu reszty uczniów dlatego dla tej dwójki było ono wyjątkowe.
Przez pewien czas stali naprzeciwko siebie w milczeniu. Ona, bo to przecież on chciał rozmawiać, on- nie miał zielonego pojęcia od czego zacząć. W końcu jednak zebrał w sobie wystarczająco dużo odwagi i prawie niesłyszalnie powiedział:
-Przepraszam
-Co proszę? - tak na prawdę jego słowo dotarło do jej uszu ale chciała, żeby zrobił to głośno. W końcu nie często się zdarza, żeby chłopak ją przepraszał. Żeby ktokolwiek to robił.
-Przepraszam - tym razem powiedział już normalnym głosem, po czym jak by tchnięty jakąś myślą wykrzyknął - PRZEPRASZAM CIĘ. PRZEPRASZAM CIĘ PATRICIO I. WILLIAMSON  za to, że byłem takim idiotycznym głupkiem, który unikał cię przez dwa tygodnie bez wyraźnego powodu. Tak na prawdę nie jestem pewien co mną wtedy kierowało. Można powiedzieć, że w ten sposób chciałem uniknąć tych nieustannych zaczepek, komentarzy, czy niezręcznych pytań na nasz temat. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że ludzie się ze mnie naśmiewają, tylko nie zrozum mnie źle, bo lubię cię. Naprawdę. Pomimo, że znamy się zaledwie kilka tygodni wiem, że jesteś jedną z niewielu osób, którym mogę zaufać. Po prostu to trochę krępujące...
-Wow - wykrztusiła dziewczyna - No tego to się nie spodziewałam... Ale to, że nie lubisz jak ludzie cię wypytują to nie jest wystarczający powód Miller. Myślisz, że mnie to nie irytuje? Takich ludzi po prostu najlepiej ignorować i tyle.A jeśli już skończyłeś to pozwól, że w końcu sobie pójdę - i wyrwała rękę z jego uścisku. Zupełnie zapomniał o tym, że cały czas ją trzymał
-Ale przyjęłaś przeprosiny? - ruda puściła jego pytanie mimo uszu i ruszyła w stronę domu.
-No pięknie... chyba tylko pogorszyłem sytuację. Czy ja wszystko muszę NISZCZYĆ?!

~*~*~

W Domu Anubisa rzadkością jest, żeby po lekcjach było cicho, a już szczególnie podczas posiłków. Ale nawet im zdarzają się chwile kiedy nie są w stanie poprowadzić żadnego sensownego dialogu. I zdawać by się mogło, że reszcie mieszkańców udzieliły się złe humory Patricii i Eddie'go, którzy skrupulatnie unikali swoich spojrzeń, co oczywiście nie uszło uwadze cudownej panny Millington.
-Co jest z wami? Zachowujecie się jeszcze gorzej niż przez ostatnie dwa tygodnie - blondynka przerwała w końcu ciszę
-Nie twój interes, blondynko - warknęła ruda i wyszła z pokoju. Kilkanaście sekund później słychać było głośne trzaśnięcie drzwiami, a wszystkie oczy zwróciły się w kierunku Miller'a.
-I na co się gapicie?
-Spokojnie Eddie. Po prostu jesteśmy ciekawi co takiego się między wami wydarzyło. Bo od dwóch tygodni ze sobą nie rozmawialiście, a teraz nawet na siebie nie zerkacie jak to macie w zwyczaju... - powiedziała spokojnie Mara
-Nic się nie wydarzyło. Jest na mnie wściekła, bo ją przeprosiłem