7.17.2014

Rozdział 4 ,,No ale co z moim biednym ptaszkiem?''

  Minął już miesiąc od kiedy trafiłam do tego domu. I z całkowitą pewnością oraz świadomością mogę stwierdzić, że powoli stają się dla mnie rodziną jakiej nigdy nie miałam szczęścia posiadać.
  Trudy można powiedzieć, że zastępuje mi opiekuńczą matkę, której niestety nie dane mi było mieć.Victor jest jak stary,zrzędliwy, wuj/ wdowiec (pomimo iż nigdy nie miał żony, bo w końcu jaka normalna kobieta, by z nim  wytrzymała). Corbieer taki pupilek (tyle, że wypchany) szurniętego wujkak/ciotki, którego tknąć nie mozna bo sie jeszcze biedactwu krzywda stanie...
Z Clark'em i Lewis'em odnowiliśmy naszą przyjaźń i zn ów jesteśmy jak rodzeństwo, które od zawsze chciałam mieć (Piper niby jest moją siostrą ale nigdy nie odczuwałam pomi ędzy nami jakiejś takie więzi...), albo jak to Alfie mówi: ,,znów jesteśmy Trzema Muszkieterami, z którymi nie można się nudzić''. Natomiast reszta mieszkańców jest jak... no reszta jest po prostu jak reszta ,,rodzeństwa''. Nie licząc Joy, z która z dziewczyn najbardziej się zżyłam i Miller'a, którego szczerze nie znoszę. Te skunksidło jest dla mnie jak taki obślizgły, wścipski sąsiad z naprzeciwka...
  Ale niestety często jestem skazana na jego towarzystwo... A czemu? Niestety to właśnie z nim najczęściej siedzę w kozie. Jak widać dyrektor nie lubi sprzeczek pomiędzy uczniami. A co dziwniejsze (przynajmniej dla mnie) nie oszczędza swojego kochanego synusia...
-Williamson!! - z zamyślenia wyrwał mnie wrzask dozorcy. No proszę! Kto by pomyślał, że taki staruszek potrafi się tak wydrzeć...Nie no żartuje... W końcu to nie pierwszy raz kiedy mnie woła.
-O coś szybko się zorientował - zaś miał się ironicznie Lewis
-Życzę powodzenia - zakupił Clark, po czym do salonu wszedł, a raczej wparował Rodenmar. Wszyscy z przerażeniem spojrzeli na dozorcę  kiedy ujrzeli jego kruka wybuchneli śmiechem.
-Tyy...! - wskazał na mnie palcem, gdy mnie na mierzył. Miałam już powiedzieć, że to nie kulturalnie, ale się o dziwo powstrzymałam od komentarza. -Ty! - powtórzył - coś ty zrobiła mojemu ukochanemu kruczkowi?! Przez ciebie mój Corbieer'ek ma cały dzióbek w różowym lakerze! - wydarł się starzec
-A czemu Victorze zakładasz, że to ja pomalowałam ptaka? Przecież ja nawet nie mam takiego koloru. Widzałeś mnie kiedy kolwiek w czymś takim żeby mnie oskarżac?
-No niby nie, ale... ale to zawsze jesteś winna takim zbrodniom!
-Ohh Victorze daj dziewczynie spokój. To, że nie raz i nie dwa zaszła ci za skórę swoimi wybrykami nie znaczy, że i tym razem to ej wina... - do rozmowy wtrąciła się Trudy
-No ale co z moim biednym ptaszkiem? - dozorca zrobił taką minę jak by miał zacząć płakać. Sama nie wiem jakim ja cudem nie wybuchnęłam śmiechem widząc go.
-Weźmiemy zmywacz, waciki i będzie wyglądał jak dawniej - pocieszała mężczyznę opiekunka
-To po to był ci potrzebny mój ulubiony lakier? - spytała Amber gdy tylko wyszli z pomieszczenia
-A coś ty myślała? Że paznokcie se nim pomaluję?
-Ale po co to zrobiłaś? - tym razem pytanie padło z ust Mary - Biedny Victor o mało co się nie popłakał... -no tak... ona to zawsze o wszystkich się martwi...
-Musiałam przecież jakoś mu odpłacić za zabranie mi pierścionka po poniedziałkowym przeszukiwaniu pokoi. A teraz wybaczcie ale chcę zobaczyć czyszczenie Corbieer'a
-I jak? Dowiedziałeś się kto nim jest? - w słuchawce zabrzmiał mu tak dobrze znany  damski głos
-Tak jestem pewien, że to jedna z mieszkanek tego przeklętego internatu. Dowody mówią same za siebie - zapewnił mężczyzna - Już niedługo nadejdzie czas naszej zasłużonej chwały, najdroższa
-Nie mogę sie wręcz doczekać - po usłyszewniu tych słów odłożył słuchawkę
~Moje przeznaczenie już wkrótce się wypełni. A moi wrogowie porzałują, że kiedy kolwiek ze mną zadarli. Wystarczy tylko przekonać potomkiię, a wszyscy będą bić mi pokołony... hahaha
Tylko jak namówić dziewczynę? Patrząc na nią wiem, że to nie będzie łatwe...Raczej nie zaufa pierwszej lepszej osobie...

No na reszcie skończyłam ten durny rozdział... Wybaczcie, że taki krótki, ale w zeszycie wydawało się, że będzie tego więcej... No ale cóż... Jak tam wam wakacje mijają? Ja juz niestety Oazę mam za sobą i chyba nigdzie już nie pojadę... Nie licząc wsi no i może rodzice wynajmą domek nad jeziorem, w co wątpię... Ale nie ważne...
Następny rozdział postaram się skończyć szybciej...
 Buziaczki Crazy Girl