11.10.2014

Rozdział 8 ,,***" + Podziękowanie

Życie nie zawsze jest proste. Jedni uważają, że są tacy biedni gdyż nie otrzymają wymarzonej rzeczy. Inni dlatego, że nie dostali najlepszej oceny w klasie. Ale to się ni jak ma do problemów przez, które muszą przechodzić mieszkańcy pewnego Brytyjskiego internatu. Co prawda niektórzy mogli by powiedzieć, że co takie bogate dzieciaki uczęszczające do jednej z najbardziej prestiżowych szkół średnich w UK mogą mieć za problemy? Kieszonkowego im nie starczyło? A może nauczyciele są zbyt upierdliwi?
Tacy ludzie nie  mają pojęcia przez co niektórzy z nich mogą przechodzić.  I nie. Nie mówimy tu o dobrach materialnych. Nikt nawet sobie nie wyobraża przez co muszą przechodzić niektórzy mieszkańcy jednego z domów w Anubis Akademii. Nikt nie ma pojęcia z iloma dziwnymi rzeczami muszą się zmierzyć. I nie mówię tu o przerażającym woźnym, chociaż on też macza w tym palce. Ale o coś o wiele gorszym. Mianowicie o Egipskim bogu. O Egipskim bogu śmierci, który zbuntował się przeciwko swym braciom.
Brzmi abstrakcyjnie prawda?
No bo jak to? Egipski bóg grozi dzieciakom śmiercią? Zbuntował się?? Przecież to nie możliwe. Egipscy bogowie nie istnieją. Ciężko nawet nam powiedzieć czy nasz jedyny tak na prawdę nie jest wymysłem ludzkie wyobraźni, a co dopiero niezliczona ilość bóstw starożytności.
Ale niestety taka jest rzeczywistość. Niewyobrażalna, przerażająca i okrutna rzeczywistość.
A co w tym wszystkim jest najgorsze? To że ten ,,mityczny'' bóg grozi piątce nastolatków... A właściwie to szóstce, śmiercią jeśli nie spełnia jego woli. I pomijając sam fakt tego, że jest to rzecz niedorzeczna brzmi nawet prosto, prawda? No właśnie nie bardzo... Może i było by to proste gdyby nie kilka drobiazgów. Pierwszy: grupa uczniów z Anubis Akademii nazwana przez nich Sibuną musi najpierw odnaleźć drugą Wybraną. Owa dziewczyna jest Potomkinią Izydy, a poznać ją można między innymi po tym iż jest w posiadaniu sygnetu z okiem Horusa. Brzmi dość banalnie, co? Niestety to tylko pozory. Staje się ona Potomkinią dopiero po spotkaniu swojego ukochanego. Potomka samego wielkiego boga Ozyrysa zwanego również Osyrionem. I to do interesu owego młodzieńca należy obowiązek znalezienia Wybranej. Było by to czymś w miarę normalnym biorąc pod uwagę fakt iż każdy w końcu spotyka swoją ,,wielką miłość''. No ale nie każdy chłopak marzy o tym by poznać tę jedyną w wieku zaledwie siedemnastu lat, prawda??
A drugi: Jak same słowa ,,zbuntował'' i ,,bóg śmierci'' wskazują raczej nie będzie chciał wykorzystać znalezionych przez młodzież reliktów do zaprowadzenia pokoju na świecie. Wręcz przeciwnie. Te trzy słowa mogą wskazywać na to, że ma zupełnie odwrotne zamiary i wolał by raczej ten świat zniszczyć.
I teraz pytanie co zrobić? Znaleźć przedmiot aby oddać go Setowi po czym zginąć przez popełnienie błędu, który wcześniej wydawał się świetnym rozwiązaniem, czy zginąć z jego rąk nie oddając mu upragnionego przedmiotu??
I z takimi o to problemami zmagają się niektórzy mieszkańcy internatu. Muszą zmierzyć się z przeciwnościami losu świetnie nadającymi się na film typu fantasy, a tak na prawdę to jest ta cholernie okrutna rzeczywistość. A jednak nastolatkowie w przeciwieństwie do niektórych młodych ludzi nie myślą o samobójstwie. Czy na przykład jak niektóre te głupie dziewczyny... ,,Mam trzynaście lat i się potne bo chłopak mnie rzucił''. Momentami to aż śmiać się chce.
~*~*~
Mieszkańcy domu Anubisa siedzieli na kolejnej lekcji pana Sweeta z tych uznawanych za jak, że ciekawe. Jedynym pocieszeniem dla młodzieży było to, że to ich ostatnia lekcja przed weekendem.
-Co byś powiedział Miller na małe włamanie do gabinetu Victora?? - zapytała ciemnoruda dziewczyna swojego kolegi z ławki na co ten jej posłał pytające spojrzenie.
-A na cholerę ty chcesz się włamywać do Victora? Nie dość już mu za skórę zalazłaś??
-Ciągle mi mało - uśmiechnęła się zawadiacko nastolatka
-A mogę chociaż wiedzieć po co mamy tam wleźć?
-Sprawy osobiste
-O nie kochana. Albo mi w tej chwili powiesz albo nie masz na co liczyć
-Ugh aleś ty upierdliwy...
-Uczę się od mistrzyni - wyszczerzył się chłopak - To jak? Dowiem się po co masz zamiar tam wejść? Znów masz zamiar wyżyć się na Corbieer ze??
-Po prostu chcę odzyskać co moje. Wystarczy?
Miller już miał zamiar coś odpowiedzieć ale przerwał mu dyrektor oskarżając o zakłócanie lekcji i z proźbą o słuchanie. Niestety jego starania zapanowania nad młodzieżą poszły na marne, gdyż zaraz po jego słowach zadzwonił ten jakże upragniony przez uczniów dzwonek.
Wszyscy z ulgą wymalowaną na twarzy (o dziwo nawet Fabian i Mara) wybiegli z klasy i czym prędzej skierowali się do swoich akademików na obiad.
~*~*~
Gdy Trudy rozkładała talerze na stole drzwi frontowe się otworzyły, a do domu zaczęła schodzić się wygłodniała młodzież.
-Nareszcie jesteście Gwiazdeczki! -zawołała rozpromieniona na widok swoich podopiecznych Rehman. 
To prawda. Jej praca jako opiekunki domu i dziewiątki dorastających nastolatków wcale nie byla prosta, czy jakoś wielce interesująca, ale pomimo kilku niedogodnień uwielbiała tą pracę. Chociaż to może wydawać się trochę dziwne... No bo jak to można lubić pracę, w której trzeba się zajmować przez prawie cały rok, bandą rozpieszczanych nastolatków. Pracę, w której non stop trzeba sprzątać i gotować. Pracę od, której prawie nigdy nie ma się wolnego...? No ale jak widać można. Tak na prawdę ta niewysoka, czterdziestoletnia kobieta o wielkim talencie kulinarnym nie wyobrażała sobie życia bez swoich gwiazdeczek. Nie wyobrażała sobie, że mogła by nie gotować dla nich tych wszystkich pyszności, które Alfie połaniał w trymiga. Bez zbierania pustych butelek po kosmetykach do pielęgnacji włosów po Jeromie. Bez wiecznie zaczytanych Fabianie i Marze. Bez tych przyjemnych pogaduszek z Niną. Bez Joy i jej bzika na punkcie komedii romantycznych. Bez Amber i jej wiecznego zachwycania się swoją osobą. Czy za tymi sprzeczkami Patricii i Eddie'go, które jej zdaniem są na swój sposób urocze.
Jednym słowem dla Trudy to nie była jakaś tam praca. Dla miej to przede wszystkim była przyjemność. Ci prawda czasem wyczerpująca ale przyjemność.
-No lećcie się przebrać, bo za pięć minut obiad
~*~*~
-To o której idziemy odwiedzić gabinet Victora? - zagadnął rudą Miller podczas obiadu
-Myślałam, że nie chcesz ze mną iść
-Na serio uważasz, że jestem na tyle głupi żeby odpuścić sobie taką akcję?
-Ja ogólnie uważam, że jesteś głupi
-Kobieto ranisz...!
Williamson jedynie uśmiechnęła się zawadiacko. Niestety na ich nie szczęście zobaczyła to Amber i wyszczerzyła się ukazując przy tym szereg białych zębów
-Czy mi się wydaje, czy ktoś tu umawia się na randkę??
-Wydaje ci się - odpowiedzieli niemal, że równocześnie na co uśmiech na twarzy blondynki jeszcze bardziej się rozszerzył
-Nie rozumiem po co to przed nami ukrywacie. W końcu i tak się wyda...
-Jeśli zaraz nie zamkniesz tego swojego durnego ryja Clark, to osobiście cię zaraz uszkodzę - warknęła Patricia i na powrót zajęła się swoją zapiekanką. Jednak nie miała zbytnio apetytu więc zaczęła bawić się widelcem.
-Patricia, skarbie nie smakuje ci? - zapytała opiekunka wchodząc do jadalni z dokładką
-Nie jestem głodna - powiedziała nastolatka, po czym wstała od stołu i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych kiedy usłyszała jak Miller ją woła
-Iść z tobą??
-Nie waż się - było jedynym co powiedziała za nim usłyszeli trzaśnięcie drzwi.
*******
Ta dam XD
I oto po miesiącu wkońcu się ukazuję i powracam do żywych.
Tak serio to rozdział miał być już dawno, dawno temu ale wielkiej pani Patrici nie chciało się ruszyć swojego leniwego tyłka i rozdział ukazuje się dziś.
No ale co było minęło, a ja bym chciała wam podziękować za to, że jesteście ze mną już ponad rok. Tak tak dobrze słyszycie XD
Ta stronka istnieje już ponad rok (najprawdopodobniej minął on w tamtym miesiącu ale to szczegół).
Z całego serducha dziękuję wam za te wspólnie spędzone ponad 12 miesięcy, za te ponad 18 tysięcy wyświetleń i te 18 obserwatorów i mam nadzieję, że to nie jest nasz ostatni rok razem :)